Kolejnym przedsięwzięciem lubańskiego MDK był wernisaż wystawy obrazów Katarzyny Mazur pt. „Gdzie jesteś…?”, który odbył się 6 maja. Wydarzeniu towarzyszył mini koncert poezji śpiewanej Jerzego Rodziewicza.
Katarzyna Mazur, mieszkanka pobliskiego Nawojowa kilka lat temu wyjechała za chlebem do Anglii. I tam właśnie odkryła w sobie miłość do malarstwa. Jej obrazy to bynajmniej nie banalne landszafty, ale każdy jest mocny, coś wyraża i najważniejsze, że w oglądających wywołuje emocje.
Wernisaż otworzył - ciepło przez widownię przyjęty - koncert poezji śpiewanej w wykonaniu Jerzego Rodziewicza.
Po nim głos zabrała dyrektor MDK Grażyna Glodek, która krótko zebranym przedstawiła sylwetkę malarki i oddała głos bohaterce spotkania.
- Skąd tytuł wystawy? 6. maja to pierwsza rocznica śmierci mojego męża – mówi artystka. – Większość obrazów w pewien sposób związana jest z jego odejściem. „Gdzie jesteś?” to pytanie odnosi się do wielu poruszanych przeze mnie kwestii – poszukiwanie szczęścia, sensu, wiary, nadziei, zrozumienia i akceptacji trudnej rzeczywistości, a szczególnie tej kiedy kogoś tracimy. Ten wernisaż jest dla mnie bardzo ważny dlatego, że mam miejsce właśnie tutaj, w Miejskim Domu Kultury w Lubaniu.
Katarzyna Mazur opowiadała w jaki sposób powstają jej obrazy. Okazuje się, że w jej wypadku jest to dość ciekawy proces.
- Pierwsza kawa bez cukru i właśnie przy niej zaczynają w głowie powstawać obrazy – mówi Katarzyna. - Widzę tam postać, która czuje to co ja. Widzę jej szkliste oczy, zaciśnięte usta w grymasie, ciało wygięte, niewyraźne. Jakby cała rozpacz, ta samotność, ten cały smutek... wszystko jest w niej. Biorę kartkę. Rysuję. Czasem wcześniej robię sobie zdjęcie aby uchwycić grymas twarzy, o który mi chodzi. Powstaje postać, która czuje się jak ja, ale nie jest mną. Sztuka to dla mnie najlepsza forma terapii. Do tworzenia głównie używam suchych pasteli. Stosując je, mogę lepiej oddać mgliste, zamazane zarysy tego co w mojej wyobraźni. Proces ten bywa wyczerpujący. Czasami trwa kilka godzin, czasami trwa kilka dni.
Kiedy kończę pojawia się uczucie przedziwnego oczyszczenia. Rzadko kiedy jestem zadowolona z efektu końcowego, ale w tym wszystkim nie chodzi o to aby było ładnie. To jest bardziej tak jakbym zostawiała skrawki siebie na papierze. Dzieliła swoją duszę na części. Mrok, smutek, tęsknota, cierpienie, lęk... Ale też i nadzieja, miłość... To chyba w moich obrazach można zobaczyć najczęściej. To zawsze są twarze, wymowne spojrzenia, które opowiadają nie tylko moją historię..., bo przecież każdy z nas czasami czegoś się boi, za czymś tęskni, odczuwa smutek, każdy z nas ma prawo odbierać rzeczywistość na dowolny sposób. Te zakamarki naszej mrocznej strony też warto poruszyć. Ja właśnie to robię. Dobrze jest przyjrzeć się samemu sobie i temu co tkwi najgłębiej.
Styl, w którym maluję pojawił się sam. Był nieplanowany. Nie czerpię inspiracji. Jedynie muzyka.... To ona daje mi najwięcej... I te wszystkie stany emocjonalne. To fascynujące co kryje się w ludzkim umyśle. To zawsze będzie główną tematyką tego co tworzę. Jestem szczęśliwa, że wybrałam ten kierunek. Jestem szczęśliwa, że zaakceptowałam siebie z całą nadwrażliwością i specyficznym postrzeganiem świata. Warto traktować siebie dobrze. To podstawa. Jestem wdzięczna za wszystko co przeżyłam. Gdyby nie to, zapewne nigdy nie zaczęłabym malować. Melancholijne stany to część nas. Tak niewiele trzeba, aby w chwilach krytycznych polecieć w dół. Tak niewiele trzeba, aby zacząć walczyć o siebie. Wszystko dzieje się w głowie, nigdzie więcej.
Obrazy Katarzyny Mazur znalazły swoje miejsce w galeriach w Warszawie i Londynie. A w Lubaniu można jej prace ogadać jeszcze miesiąc.
(Cleo)